poniedziałek, 10 lipca 2017

Kuchenna rewolucja

Hahah, gęba mi się śmieje na tę okoliczność... tak dawno nic tu nie pisałam. Ostatnio w listopadzie 2016 i wtedy zapowiedziałam post na luty by trzymać się reguły, że piszę w miesiącu, którego nazwa zaczyna się na L.
Nie sądziłam wtedy, że luty ominę. No, ale mamy lipiec więc przy kieliszku czerwonego wina, po pracy, postanowiłam odkurzyć tu nieco.
Jest tu ktoś? Halo?
Ci z Was, którzy znają mój instagramowy profil, wiedzą, że jesteśmy po remoncie kuchni. 
Kuchni całkiem znanej z przeróżnych publikacji i moich blogowych poczynań.
Wiedzą też, że białe zamieniłam na czarne, ale pozostałam wierna moim ulubionym i skrzętnie kolekcjonowanym pastelom.
Mam takie wrażenie, że tym remontem na dobre zamknęłam pewien rozdział mojego życia. I nie tylko zawodowego, ale wydaje się, że przeszłam na zupełnie inny poziom świadomości własnej, a za tym m.in świadomości potrzeb związanych z wnętrzem i funkcjonalnością naszego domu. Żyjąc dużo szybciej, intensywniej potrzebowaliśmy zmian.
Uwielbiamy spędzać czas w kuchni, to ona jest centrum domu, wszystko się tu zaczyna. Cukierkowa minty kuchnia musiała zatem przejść metamorfozę, jak nasze życie odkąd jest Telegraf
Co w naszej starej, białej kuchni nie grało? Ooo... wiele, choć tak, wiem, była baaardzo fotogeniczna. A Wy za to wiecie, że zdjęcia nie oddają całej prawdy ;)

Wady starej kuchni:

1. Fronty: kruche i łatwe do uszkodzenia. A rowki na nich?! Weź i to domyj! Upiorne! Zamiast przelecieć szybko ściereczką, dłubiesz w zagłębieniach za pomocą patyczka do uszu!
2. Ceramiczne gałki z metalowym zakończeniem, piękne, cukierkowe. Szkoda tylko, że łapią Cię za ubranie, zaciągają rajstopy, a w ekstremalnych momentach ranią skórę! Stanowczo lepiej im w komodzie czy szafie.
3. Szafki zamykane na drzwiczki: ni diabła nie widać, co jest w głębi szafki. Po roku odkrywasz, że masz 18 nieużywanych kubków, słój przeterminowanego czosnku niedźwiedziego i znajdujesz ulubioną ceramiczną łyżeczkę, z której zaginięciem dawno się pogodziłaś. Większość szafek mniej więcej do połowy wypełniały rzeczy zbędne, które po remoncie trafiły do potrzebujących.
4. Piekarnik w sąsiedztwie lodówki: wieeelka pomyłka. Pracujący piekarnik rozmrażał lodówkę, która mimo posiadania funkcji samoodmrażania, pokrywała się nie lodem, a lodowcem! Dodam tylko, że nasz piekarnik pracuje około 6 godzin dziennie, naprawdę dużo.
5. Szafka narożna z obrotowym koszem. Nigdy więcej! Może to kwestia naszej ignorancji, zaniedbań, ale po stosunkowo krótkim czasie, kosze przestały z nami współpracować. Nie obracały się płynnie więc rzeczy, z których korzystaliśmy często były po prostu z przodu, reszta czekała na odkrycie podczas świątecznych porządków. Wniosek: 3/4 przedmiotów z tej szafki trafiło do pudła: zbędne.
6. Wiecznie popsuta zmywarka: no to akurat nie wina kuchni tak ogólnie rzecz biorąc, tylko zapewne lichej jakości rzeczonego urządzenia. Po dziesiątej naprawie powiedziałam DOŚĆ. Kilka miesięcy gary myliśmy ręcznie. Zrozumie ten dramat ktoś, kto ma dużą rodzinę, mało czasu i choć na chwilę, będąc szczęśliwym posiadaczem urządzenia myjącego, był zmuszony do powrotu do mycia ręcznego.
7. Zlew pod oknem: kiedyś moje marzenie. Wiecie, to mycie naczyń i patrzenie na zieleń ogródka. U nas ten ogródek kulał latami, widok za oknem powodował jednie wieczny wyrzut sumienia. Tym większy, że szyby wiecznie były zabryzgane płynem i wodą ze zlewu ;) Myjesz naczynia i myślisz, że jeszcze okna powinnaś, a potem na ogródek skoczyć wypielić, posadzić czy posiać co nieco.
8. Brak odpowiedniego dostępu do stołu. Przeciskanie się pod ścianą nie jest niczym, co dobrze się nam kojarzy. Stół w rogu nie zachęcał do posiadówek wieczornych. Któregoś lata wylądował na tarasie, gdzie przemókł do nitki, wypaczył się i w końcu trafił na śmietnik. Uff, nigdy go nie lubiłam.
9. Wada dziewiąta wynika poniekąd z poprzednich. A może też ze specyfiki mojego charakteru i odziedziczonej po Dziadku Edwardzie skłonności do zbierania rzeczy (ja tylko ładnych, Dziadek nie koniecznie) z którymi ciężko się rozstać. Numer 9 to: Przeładowanie. Przed końcem remontu spakowałam 4 pudła rzeczy do oddania. Kierowałam się zasadą: nie używałam rok, nie użyję nigdy. Ktoś inny na pewno się ucieszy.
10. Karnisze czyli zbieracze tłustego kurzu. Do tego nam głównie służyły, bo jeśli mieszka się w domku, na działce dającej luksus poczucia intymności sąsiedzkiej, zasłanianie okna jest nieuzasadnione, a karnisz jako zasłon niezbędny atrybut, zbędny zupełnie.
11. Montaż poprzedniej kuchni był dokonany przez siły nie do końca fachowe. To niestety było widać

Z powyższego wyciągnęłam wnioski i:

1. Fronty mam gładkie i łatwe do mycia. Do tego wykonane z materiałów ekologicznych. 100% recykling
2. Gałki zastąpiły wygodne uchwyty
3. Nie mamy ani jednej szafki zamykanej drzwiczkami, same szuflady. Widać co w nich jest, wystarczy wysunąć.
4. Piekarnik od, tym razem wolnostojącej lodówki, dzieli szafka 60.
5. Szafki ustawione są w jednym ciągu, w zasadzie w dwóch równoległych, bez zakrętów. Zawartość szuflad jest dopasowana do sprzętów zainstalowanych w, czy ustawionych na blacie w pobliżu. Pod kuchenką np mam przybory do mieszania, przewracania, nabierania. Niżej patelnie, rondle i garnki. Obok talerze by sprawnie nakładać itd itp
6. Nowa zmywarka błogosławiona! Myje jak szalona. Kocham ją nad życie! ;)
7. Zlew z widokiem na zabezpieczoną ścianę wcale nie jest zły. Zwłaszcza, że zmywarka sprawna i myjemy głównie sałatę
8. Stareńki drewniany stół stanął na samiutkim środku. I to jest to! To serducho naszego domu. W chwilę polubiliśmy to miejsce. Tętni życiem do późnych godzin. Stąd dziś dla Was piszę popijając wino
9. Większa świadomość potrzeb, o których wspomniałam na początku, spowodowała, że bez zająknięcia mogłam pozbyć się wielu kilogramów zbędnych rzeczy, można przeliczyć również na metry sześcienne ;). To niezwykłe, oczyszczające uczucie i daje radość mnie, bo komuś mogłam ją sprawić.
10. Brak jakichkolwiek mocowań na zasłony, firanki, ozdobne lambrekiny. Rzecz zbędna jeśli mam tak piękne, naturalne zielone zasłony z drugiej strony szyby
11. Tym razem skorzystałam z usługi montażu przez specjalistów z Ikea. Skwituję to jednym słowem:  Rewelacja! Warto wkalkulować to w cenę zamówianych mebli.

Jest jeszcze jeden dający mi radochę aspekt: Świeżość i nieopatrzenie. No i nowe możliwości fotograficzne :D

Tak więc żegnam na zawsze, dziękując za lata dobrej współpracy:




... by powitać i kochać 












po więcej tu: KLIK

Nowa kuchnia czeka jeszcze na kilka detali, ale cieszy nas bardzo, mnie cieszy szczególnie
Jest inna, pazur ma. Znaczy jest taka, jak być powinna, podąża za nami...

Dobrej nocy! 
Fajnie, że byliście
---
Ewa


P.S. Blogowania się jednak nie zapomina