wtorek, 29 maja 2012

Pink Love

Oj wzięło mnie dzisiaj na róż. Chyba truskawki ze śmietaną tak działają na zmysły. Mysia Balerina jest taka urocza, że nie mogło jej zabraknąć w różowym poście. Tutu, niczym chmurka, delikatnie przykrywa ogonek. I tylko love, love, love...










Miłych wrażeń 
Ewa


niedziela, 27 maja 2012

Warzywniak wieczorową porą

Warzywniak zzieleniał ;). Pierwsze rzodkiewki już trafiły do twarogu, a niewielkich rozmiarów sałata na Igulowe kanapki do szkoły. Truskawki kwitną jak szalone, a botwinka niestety choruje i muszę pilnie znaleźć na to lekarstwo. Najbardziej lubię grządkę z ziołami. Dumnie górują nad nią trzy krzaczki pachnących pomidorów. Konewka nie próżnuje, zwłaszcza wieczorem. Kilkanaście rundek i wszystko zaczyna wyglądać jak z obrazka i pachnieć... mmm Ściółka z kory oddaje swój leśny aromat. Rewelacja...










Pachnącego tygodnia :)
---
Ewa

piątek, 25 maja 2012

...

Hej Dziewczyny:) Widzę, że minty Playhouse pokrył się już pajęczyną. Powoli zbieramy się z choróbska, które bez pardonu wkroczyło do Minty House i rozpanoszyło się na parę długich dni. Od wczoraj powoli, niczym ślimaki po deszczu, wyślizgujemy się z Ignasiem do ogrodu. Kilka dni spędzonych na kanapie spowodowało nieopanowaną chęć grzebania w ziemi. Opieliłam grządki, sprawdziłam poziom wzrostu naszych rzodkiewek, posadziłam kilka roślin i rozplanowałam ścieżki w warzywniaku. Pogoda jest świetna, wieje taki przyjemny wiaterek. I to chyba właśnie on spowodował uruchomienie lawiny wakacyjnych wspomnień. Poszperałam w bibliotece zdjęć i zatęskniłam. W tym roku zamierzamy obrać zupełnie inny kierunek, ale już wiem, że brakować mi będzie duńskiego spokoju, wydm niczym góry, zimnego morza, latawca nad plażą, urokliwego domku i sklepików pachnących domowym ciastem i kawą. To były fajne wakacje. 





Na tej fotografii jestem jeszcze wyższa od Franka, w tym roku to się zmieniło, że nie wspomnę o stopie w rozmiarze 41! No i gdzie się podział mój mały synek Nr 1 ?
Macie już wakacyjne plany? Po ostatnim poście Asi z Green Canoe zamarzyło mi się nasze Morze... może, choć na kilka dni pod koniec sezonu.
Zanim jednak przyjdzie czas błogiego lenistwa czeka mnie jeszcze duuużo pracy. Na pierwszym miejscu jest odkładane, przesuwane malowanie domku. W zeszłym tygodniu dotarła do nas przecudnej urody biedronkowa girlanda, dopieszczona w każdym najmniejszym szczególe, prosto z Małej Szwalni Moniki. Zawisła na razie w big minty house, ale niebawem trafi na właściwe miejsce. Moniko, raz jeszcze dziękuję :)


Dobrej nocy i leniwego weekendu :)
---
Ewa


czwartek, 10 maja 2012

Minty Playhouse

Widziałyście już miętowy wpis u Syl? Minty okiennice zainspirowały i mnie, tyle tylko, że te moje są w innym wymiarze, takim mini. Chcę Wam pokazać nasz playhouse, dzieło naszych przyjaciół. Domek pojawił się u nas już parę ładnych lat temu. Mały Franio i jeszcze mniejsza Igula gotowali w nim obiadki. Dwa lata temu postanowiłam odświeżyć go z zewnątrz, teraz przyszedł czas na środek. Surowe drewno zciemniało, pobrudziło się i nie wygląda zachęcająco, choć Ignasiowi wcale to nie przeszkadza. Teraz on pichci tam dania z piasku. I babcia też ma stałe miejsce na krzesełku, bo przecież ktoś musi kosztować tych wszystkich pyszności ;) 
Ignasiowy domek dostanie nową białą szatę. Mam już nowiuśki wałek do malowania, a i farby zostało po metamorfozie ławki. Kraciaste zasłonki, kilka drucikowych gadżetów, odświeżony stolik, półeczka i pastelowy serwis do herbaty zrobią swoje. Na zewnątrz dodam trochę zieleni w skrzynkach, albo w koszyku i chyba sama się tam po tym wprowadzę ;) 
Twórczego tygodnia, pogoda sprzyja :)
---
Ewa












Kilka inspirujących fotografii znalazłam na restyledhome.blogspot.com








niedziela, 6 maja 2012

Jest! Jest i ławka

Brakuje tylko poduszek. Jak Wam się podoba nasz odświeżony kawałek tarasu?






Dla przypomnienia- tak to wyglądało jeszcze kilka dni temu. Brrr



sobota, 5 maja 2012

Piknik

Korzystając z pięknej pogody i tego, że rodzina na chwilę była w komplecie ( nasze dzieci są w ciągłych rozjazdach) wybraliśmy się na wycieczkę rowerową, a dla poprawienia motywacji do pedałowania zabraliśmy ze sobą trochę dobrego jedzenia, bo w planach był piknik nad rzeką, na kocyku, boso, wśród polnych kwiatków, śpiewu ptaków i.... jak się okazało gigantycznego stada nadrzecznych komarów.  Las wygląda, pachnie i dźwięczy fantastycznie, wyjątek stanowi jedynie ten uporczywy bzzzzzyyyyk. 
Do piknikowej torby zabraliśmy wodę z gałązką mięty, bagietkę, ostrą pastę z anchois i suszonych pomidorów, frankfurterki, sałatę z pomidorami i papryką no i truskawkowy deser z imbirową posypką. Proste jedzenie, przygotowane w 10 minut sprawdziło się znakomicie. Niestety kalorie zgubione podczas jazdy nadrobiliśmy z nadwyżką :( 
Dzisiaj rano Ignacy ledwie otworzył snem sklejone oczy, usłyszałam chrypiące: " fajnie było na piknik, wszyscy jechali... razem... mama, tata, Iga, Nanek i Sisi" I to jest najlepsza recenzja wczorajszego wieczoru :) No i cóż z tego, że szykowanie rowerów trwało 6 godzin, a wycieczka zaledwie dwie ;) ?
Pozdrawiam późną porą
---
Ewa












I Misie-Patysie w rzece pływały...




wtorek, 1 maja 2012

Początki pewnej metamorfozy

Wszyscy wiemy, że dobre śniadanie jest podstawą udanego dnia. U nas dzisiaj moje ulubione omlety- grzybki. Robiła mi takie mama i wtedy oczekując z wypiekami na twarzy, miałam okazję dobrze zapamiętać przepis. Teraz ja serwuję je swojej rodzinie.  Pamiętam jak mama z pomocą trzepaczki (stożkowata sprężynka na drewnianym drążku) w metalowej miseczce ubijała pianę. Trwało to strasznie dłuuugo, tak mi się wtedy wydawało;) To właśnie piana z białek jest podstawą udanego grzybka. 
Na jeden omlet potrzebuję:
2 jajka od szczęśliwej kury
3-4 łyżeczki cukru
2 łyżki mąki
tłuszcz do smażenia (najlepiej smakuje smażony na klarowanym maśle)
Białka ubijam na sztywną pianę, żółtka miksuję z cukrem,  potem łączę wszystkie składniki i dokładnie mieszam zamaszystymi ruchami, tak, aby wprowadzić do ciasta jak najwięcej powietrza. Smażę na wolnym ogniu aż obie strony będą miały lekko złoty kolor. Omlet można polać, posmarować lub posypać dowolnymi dodatkami. Iga polewa go syropem klonowym, Franek i Marek wolą kwaskowe powidła, Ignac tylko cukier puder, a ja jem bez dodatków :)




Majówka się rozpoczęła, temperatura przekroczyła najśmielsze oczekiwania. Taras, na którym moglibyśmy miło spędzić czas jest jednak w opłakanym stanie. Ponieważ nie ruszyliśmy w świat, korzystam z wolnego czasu jak mogę, aby nabrał wreszcie przyjaznego wyglądu. Wczoraj dopadłam białą farbę do drewna i ruszyłam z wałkiem do akcji. Najpierw pomalowałam kuchenne parapety, deskę na której Marek zamontował wieszaki ślimaki, następna była ławka. Parę lat temu w cieniu świerku siadywała na niej moja babcia, teraz głównie straszyła swym wyglądem stojąc smętnie na przeciwko drzwi wejściowych. Widywałam ją tym samym kilka razy dziennie, za każdym razem się odgrażając ;) , że w końcu ją pomaluję. Uwierzcie, nie zachęcała, żeby na niej przysiąść. Ławka jeszcze schnie, ale pokazać już mogę nowy wieszak na ogrodowe przydasie.









To miejsce już niedługo zupełnie odmieni swoje oblicze. Mam nadzieję :S Fotorelacja wkrótce.


Ślimaczki są dostępne na naszej wyprzedaży
---
Ewa