Dziś odkryłem ze zdumieniem..., hmm ..., a może raczej zostało mi wyjaśnione, że "Minty House" to nie byle jakiś tam, przypadkowy tytuł wymyślonego i wyczekanego przez Ewę bloga. Przeglądając domowe fotografie (te nowe i te stare, te "z mojej ręki", czy te "z ręki" naszych przyjaciół, a przy okazji pozdrawiam Cię Marzena serdecznie i szybko wracaj do zdrowia, bo dziś przez telefon to głos miałaś starej schorowanej baby ;), ale wrzucę tu zaraz parę Twoich zdjęć i mam nadzieję, że Ci się spodoba) pojąłem (wracając do tematu), że właśnie "minty" to przewodni akcent tego, co otacza mnie we własnym domu, a co gromadzone jest od lat skrupulatnie właśnie przez "Mrs. Minty". Już post zamieszczony gdzieś tam niżej o "miętowej ślicznotce" powinien mnie zastanowić, ale dopiero dzisiejsza foto wycieczka pozwoliła zrozumieć, że być może do bystrych nie należę ;). Mięta w ogrodzie - to pewne, mięta w kuchni w doniczce, ale poza tym przecież jeszcze minty chlebak, minty waga, minty hamak, minty mixer, minty kubki, minty dzbanek blaszany, nawet korale na starych liczydłach są minty, t-shirt Ignasia też minty, minty krata na koszuli Franka, nawet domek drewniany w ogrodzie jest minty. Dość już! Pasta do zębów nie jest minty, bo to mdły zwyczajny Elmex :(.
no i oczy minty (te poniżej oczywiście)
a że jakieś rusztowanie gdzieś tam w oddali, w głębi kadru się wkradło, rzecz jasna minty plandeką okryte, to już nawet nie wspomnę ;)
P.S.
Dziś też na nowo ktoś, kogo znać raczej bym nie chciał przypomniał mi istnienie wykrzyknika "Wow!". To takie ponadprzeciętne wyrażenie zachwytu czy uznania, jak napisano w słowniku języka polskiego. Stąd tytuł dzisiejszy. Dziękuję.
Marek
Jest jeszcze jedna bardzo, ale to bardzo ważna sprawa!
OdpowiedzUsuńMożna czuć do kogoś "minte" :)
Obowiązkowo oczywiście ! Można jeszcze mintosić w sumie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
---
Marek